środa, 30 września 2015

Macierzyństwo = 9 lat

Dokładnie 9 lat temu, 30 września, wyskoczył mi z brzucha. 
Po raz pierwszy zostałam MATKĄ i rozpoczęłam największą przygodę mojego życia.
Od 9 lat doświadczam bezwarunkowej miłości i czuję codzienny lęk o swoje dziecko. 
Jednocześnie ogarnia mnie wielka radość, gdy widzę i słyszę ten uśmiech, patrzę w przepiękne oczy, pomagam w radzeniu sobie z codziennością i rzeczywistością, ścieram łzę z policzka i przytulam.

Od 9 lat wypełnia mnie duma, gdy widzę rozwój i mądrość mojego dziecka, pierwsze kroki, jazda na rowerze, przeczytane słowa....

Codziennie od 9 lat robię wszystko, aby przychylić Mu nieba a radość nie schodziła z Jego twarzy i beztroskie dzieciństwo trwało jak najdłużej.

Mam nadzieję, że przed Nim długie, ciekawe, szczęśliwe, bezpieczne życie pełne przygód, prawdziwych przyjaźni i bliskich dusz i że będzie nam dane jak najdłużej się sobą cieszyć.

Lepszego podarunku od życia nie mogłam sobie wymarzyć. Otrzymałam najlepszą jesienną słodycz na wszystkie pochmurne i bezchmurne dni życia

Sto lat Synku!
Mama.

p.s. Ja się pytam, kiedy minęło te 9 lat????!!!! Jeszcze bardzo dobrze pamiętam porodówkę a tu już zaraz koniec podstawówki.

2006


2007


2008


2009 - przedszkole czas zacząć


2010


2011


2012 
- najbardziej widoczna zmiana z małego bobaska na tzw. większe dziecko, wiadomo "zerówka"


2013
 - pierwszy poważny rower na dwóch kółkach


2014


2015 
- szkolny łamacz dziewczęcych serc


poniedziałek, 28 września 2015

Fascynująca, zaskakująca - Maria Sadowska



Kolejne, moje zaskoczenie i odkrycie to Maria Sadowska, która dla mnie zawsze będzie Marysią a to dlatego, że poznałam ją dawno temu, kiedy była młodą gwiazdą piosenki dziecięcej obok Natalii Kukulskiej, Krzysztofa Antkowiaka, Magdy Frąckowiak.

Tęczowy Music Box i zespół Tęcza, kto pamięta ręka w górę....

Tak, tak Marysia była gwiazdą tego programu. Słuchałam jako dziecko jej płyty pt. "Leśne bajanie" i takich numerów jak: "Jesienna dyskoteka", "Słoneczne lato", "Ananasy z jednej klasy" itp., a także oglądałam wspomniany wyżej program.

Nawet pamiętam początek jednej z piosenek:

"Mam 15 lat, znak zodiaku rak i jak mówią plotki znak szczególny wrotki.
Dom, w którym mieszkam jest rozśpiewany, śpiewają w nim okna, drzwi i ściany"......

To co mnie zaskoczyło w płycie młodej Marysi to to, iż w porównaniu do pozostałych gwiazd dziecięcych Marysia sama komponowała swoje utwory i pisała do nich własne teksty.
Dlatego nie rozumiem dlaczego nie włącza "dziecięcych" płyt do swojej dyskografii tak jak np. robi to Natalia Kukulska. Ostatnio chciałam zakupić płytę "Leśne bajanie" dla moich dzieciaków i nigdzie w sieci jej nie znalazłam, ani nawet żadnych udostępnień na youtubie :-(

Wiedziałam, że Marysia w swojej dojrzałej działalności poszła w jazzową stronę tak jak jej rodzice (Liliana Urbańska i Krzysztof Sadowski) a jazz nie należy do moich ulubionych dźwięków.
Przyznaję, że dlatego nie śledziłam specjalnie jej dalszych losów. Wiedziałam jednak, że jest bardzo utalentowana.

Aż do.........

Na facebooku przeczytałam, że robi sobie przerwę od występów telewizyjnych, bo jedzie w trasę promować swoją najnowszą płytę pt. "Jazz na ulicach". Zaczerpnęłam informacji i wyczytałam, że nagrała płytę jazzową, ale jazz "przedstawia" na niej w popularny sposób i ma ona być dla każdego słuchacza, nawet opornego na jazz, stąd nazwa jazz na ulicach czyli każdemu się coś spodoba. I rzeczywiście na płycie słychać nie tylko jazz a wstawki i wpływy z innych gatunków muzycznych: jest i muzyka elektroniczna (Raise your hands, super utwór), czy trochę bluesa (Klikam). Utwór pt. "Jazz na ulicach" jest utrzymany w klimacie jazzowym z gościnnym występem i solówkami Urszuli Dudziak, ale przystępny, nawet bardzo.

Rozpoczęłam dalsze poszukiwania, płyta "Tribute to Komeda" i nagle ku mojemu zdziwieniu podobają mi się jej interpretacje i aranżacje typowo jazzowego Komedy (na flecie poprzecznym w jego zespole, w latach 60-tych grała jej mama Liliana Urbańska). Cudowne "Kiedy nie ma miłości", "Runaway", "Niezmiennie" czy "Time 4 Love". Przerobiła te utwory na swój sposób, pokolorowała i tchnęła w nie nowe życie trochę bardziej taneczne ale przede wszystkim przyjemne.

Tu też widać, że Maria to nie tylko jazz, słychać w jej utworach inspiracje muzyką klubową, elektroniczną ("O mnie o Tobie"), reggae ("Rewolucja"), słyszę też smooth jazz spod znaku Sade ("Anyway") i to wszystko Marysia próbuje przemycić do surowego jazzu. Z całą pewnością jest przedstawicielką tego gatunku (jazz), ale chce go zaprzyjaźnić z szerszym gronem słuchaczy i odbiorców. Ja słucham playlisty i chcę tylko więcej i więcej. Zaczynają mi się podobać jazzowe akordy w tle każdego utworu zagrane na pianinie, czy kontrabasie. Bogate aranżacje, chórki, przeszkadzajki, super zgrana sekcja rytmiczna tylko potwierdza kunszt, talent oraz wyczucie Sadowskiej.

Maria Sadowska to również reżyser, jej pierwszy pełnometrażowy film pt. "Dzień kobiet" został dobrze przyjęty i wielokrotnie nagradzany, do niego również skomponowała muzykę, ja także go obejrzałam i polecam, recenzja dla zachęty:



Utwory z playlisty pt. "Cisza" czy "Pole walki" wpadają w dźwięki przez mnie nazywane alternatywa, czyli coś co lubię najbardziej i co potwierdza szerokie horyzonty muzyczne i inspiracje Marii Sadowskiej. Nie podąża utartą ścieżką a szuka nowych rozwiązań.

Myślę, że jestem na początku drogi pt.: odkrywam Marię Sadowską, mam dużo do nadrobienia, nie tknęłam jeszcze jej wcześniejszego dorobku (to przecież aż 7 płyt) a ja jestem po poznaniu dwóch i pół. Marysia stworzyła również album z własną muzyką do wierszy Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej więc Ci, którzy lubią poezję też znajdą w jej twórczości coś dla siebie.

Maria Sadowska zaskakująca, odkrywcza a na pewno zjawisko bardzo fascynujące.

środa, 16 września 2015

Remont - nigdy więcej!

Przez ostatnie trzy miesiące, każdy weekend, każdy dzień, każda myśl nawiązywała do jednego tematu, który spędzał mi sen z powiek: REMONT. Podjęłam się takiego zadania, czyli remontu mieszkania należącego do starszego członka naszej rodziny i stwierdzam, że po raz ostatni i już nie chcę nigdy więcej.

Remont jednak trzeba było przeprowadzić, bo mieszkanie zaczynało się już sypać. Zamiast wakacji, pięknego wyjazdu, ciepłej plaży i szumu morza, odwiedziłam wielokrotnie i zwiedziłam wzdłuż i wszerz markety budowlane, wyszukując promocji, wyprzedaży i wielu przedmiotów, które były nam potrzebne do remontu.

Początkowo było fajnie - zabawa, zawsze to coś innego, większość zrobiła ekipa (płytki, przygotowanie ścian), ja tylko kupowałam materiały i wtedy wpadliśmy na szatański pomysł, że dokończymy ten remont sami czyli mąż i ja, którzy z remontowaniem mają tyle wspólnego co zebra z krową.

Postanowiliśmy nie zlecać ekipie zrobienia do końca mieszkania, między innymi dlatego, że środki finansowe były już mocno ograniczone i wydawało nam się, że już mało zostało do zrobienia, więc mówimy: - wykończymy mieszkanie sami. Dzień na panele i listwy, dzień na malowanie, dzień na wykończenie, dzień na kuchnię, dzień na montaż szafek i drzwi - dwa weekendy i skończone. Och jak my się myliliśmy.

Im bliżej miało być końca, tym my dalej w las, bo robota trwała w nieskończoność.
Nasz remont trwał cztery razy dłużej, niż trwał by remont ekipy remontowo-budowlanej, bo narzędzia trzeba było pożyczyć, bo nasza wyrzynarka się zepsuła, wiertarka okazała się za słaba, zlew cieknie, nie ma klucza do gazówki, wywala korki i czasu mało, bo mogliśmy pracować/remontować tylko w weekendy.

Ufff, jednak się udało, w połowie września skończyliśmy. Po wielu "wymianach zdań", cichych dniach, podrzucaniu dzieci po rodzinie nadszedł koniec.

Moje wnioski:


- nie oszczędzaj na ekipie remontowej, chyba, że sami jesteście złotymi rączkami, osobami, które lubią remontować lub sami jesteście budowlańcami. My chcieliśmy zaoszczędzić kilkaset złotych kończąc remont sami, po podliczeniu wydaliśmy dwa razy tyle.

- materiały budowlane w dzisiejszych czasach są tanie, najwięcej kosztuje ekipa i usługi remontowe, jednak gdy robisz sobie kosztorys dolicz zawsze jakieś 30% więcej kosztów, bo zawsze coś Was zaskoczy. To przebicia elektryczne, to kucie ściany, to cieknący zlew, to wizyta gazownika.
- jeśli nie macie profesjonalnych narzędzi budowlanych odpuście sobie remonty we własnym zakresie, bo z małą piłką i słabą wiertarką może być słabo.
- warto pochodzić po marketach, bo te prześcigają się w promocjach, więc na materiałach można troszkę zaoszczędzić.
- pomyśl przed remontem, gdzie chcesz podłączyć pralkę i gdzie chcesz przesunąć kontakty elektryczne, żeby nie trzeba było dwa razy kuć zrobionych już ścian.

My już po remoncie, nie planuję w najbliższej przyszłości kolejnego, bo jestem wyeksploatowana tym niedawno skończonym, nareszcie mogę odpocząć w nadchodzący weekend. Hurra!!, szkoda, że wakacje już minęły :-(

Jeśli jesteście jeszcze przed remontem lub szykujecie się do takiego wyzwania to trzymam kciuki i powodzenia.

Przed:




Rezultat metamorfozy:




Przed:




Rezultat metamorfozy:




Przed:


Po:



wtorek, 15 września 2015

Kolejna porcja muzyki - Haim i A-wa



Na zespół Haim trafiłam w bardzo pokrętny sposób. Pewnej pięknej niedzieli oglądałam w telewizji powtórkę koncertu z Festiwalu Kultury Żydowskiej w Krakowie i na scenie grały trzy dziewczyny. Muzyka żydowska, ale przerobiona na styl lekko klubowy, elektroniczny i trochę dance, ale nadal osadzona w folkowym brzmieniu. Spodobały mi się bardzo te dźwięki, zaczęłam szperać i szukać w necie czegokolwiek o tajemniczym zespole z festiwalu. Natrafiłam na informacje, że jest to zespół A-Wa tworzony przez trzy siostry Tair, Liron i Tagel Haim.

http://www.a-wamusic.com/ - oficjalna strona zespołu.

Krótka notka o dziewczynach: "A-WA to zespół stworzony przez trzy siostry o absolutnie magicznych i elektryzujących głosach: Tair, Liron i Tagel Haim. Są jednym z najgorętszych i najoryginalniejszych zjawisk na izraelskiej scenie muzycznej. Siostry i ich zespół łączą tradycyjne jemenickie brzmienie i klimat pustyni z elektroniką i transowymi, współczesnymi dźwiękami. Repertuar A-WA to piosenki w arabsko-jemenickim dialekcie, po raz pierwszy nagrane w latach 60. przez Shlomo Moga’a. Producentem debiutanckiego albumu A-WA, który ukaże się w tym roku, jest Tomer Yosef z Balkan Beat Box." (źródło http://jewishfestival.pl/a-wa--izrael-,876,event-program,pl.html).

Jeśli będą występować na kolejnym festiwalu, to specjalnie dla nich się wybiorę :-)

I oczywiście próbka ich twórczości, którą znalazłam na youtubie, tylko jest jej znacznie, znacznie mniej, większość w wersji koncertowej i przez to jakość jest słabsza. Mimo wszystko posłuchajcie, warto.



Zaczęłam przeszukiwać internet jeszcze bardziej, żeby dowiedzieć się więcej o tajemniczym zespole A-Wa i żeby jeszcze raz posłuchać ich muzyki, szukałam wszelkich informacji na temat sióstr Haim, lecz zaczęły mi wyskakiwać informacje o innych trzech siostrach Haim, tym razem Estee, Alana i Danielle ze słonecznej Kaliformi z USA.

Dziewczyny z Ameryki o tym samym nazwisku są przedstawicielkami soft popu i rock popu. Wykonują przyjemną dla ucha muzykę popularną, z bardzo melodyjnymi refrenami (np. Don't Save Me), wpadającymi w ucho. Utalentowane (nominowane do nagrody Grammy) nie tylko śpiewają, w dosyć charakterystyczny sposób (krótkie, odrywane, powtarzane dźwięki), ale grają na instrumentach.

Porównywane do zespołu Fleetwood Mac, z którym na uszach dorastałam. POP lat 80-tych i 90-tych to moje muzyczne korzenie, z niego czerpałam za młodu najwięcej i do popu lubię wracać, więc pewnie dlatego tak się muzyką młodych sióstr Haim zauroczyłam i w ogóle prezentowanym przez ich zespół brzmieniem.

Płyta wydana przez Haim pt. "Days are gone" zawiera takie cudne perełki, które uwielbiam jak: wspomniane wyżej Don’t Save Me, Forever, Falling czy If I could change your mind, posłuchajcie polecam.

Zarówno siostry Haim z Izraela jak i siostry Haim ze Stanów często są zapraszane do udziału w koncertach, wypadają na nich bardzo dobrze i ciekawie się ich słucha i ogląda.

Dobry, na wysokim poziomie pop. Nie trzeba tęsknić, za latami 80-tymi czy 90-tymi, Haim jest na posterunku i dba o kontynuację fajnego, popowego grania.

Dzisiaj taki łączony post, ale nie potrafiłam wybrać, więc połączyłam zarówno muzykę jak i siostry Haim.
Ciekawi mnie, która muzyka i które rodzinne zestawienie jest bliższe Waszym sercom.

Idealne na ucho do pracy i na jesienny wieczór.

piątek, 4 września 2015

Kamień i Zebra - Kayah



W 2015 roku mija 20 lat od wydania debiutanckiej płyty Kayah pt. "Kamień". Moja ulubiona polska wokalistka, pamiętam jak z walkmanem na uszach słuchałam tej kasety i byłam pod wrażeniem chórków i wokalu.

Dzisiaj deszczowy dzień, trochę melancholijny, więc potrzebna jest dawka ciepłego, otulającego, pięknego wokalu, który ma super feeling i dawkuje nam wysmakowany soul. Nikt inny nie potrafi tego zrobić tak, jak nasza rodowa supermenka.

Jest bardzo uniwersalna i potrafi zaśpiewać wszystko i numery wolne, szybkie, folkowe, klubowe - to wiadoma sprawa. Naród pokochał ją najbardziej za album nagrany wraz z Bregovicem. Na koncertach potrafi porwać tłumy.
Na mnie największe wrażenie zrobiły jednak jej dwa pierwsze albumy Kamień i Zebra (ciekawe dlaczego), chłonęłam je jak gąbka. Dlatego dzisiaj głównie prezentuję Kayah z tamtego okresu.

Piękny klimat jazzowo-soulowy, na "Zebrze" bardziej funky, czarny, silny, mocny głos, który potrafi uderzyć jak piorun. Wrażliwość w każdej piosence, która prawdziwie wylewa się z niej do naszych uszu. Każdy numer ma swoje napięcie, które rośnie od początku piosenki, żeby wybuchnąć z całą siłą na koniec utworu, wtedy jest power i mnóstwo chórków, nakładające się głosy i instrumenty grają z mocniejszym naciskiem. Piosenki mają klasyczny układ, są upiększone instrumentalnymi solówkami. Wokal nie jest przesadnie wzbogacony ozdobnikami, tylko smacznie je wypełnia. Gra i saksofon i Hammond i różne przeszkadzajki, dzięki czemu każda piosenka jest po prostu piękna.

Zaprosiła do współpracy przy "Zebrze" Kasię Stankiewicz i Mietka Szcześniaka (kolejne, piękne polskie głosy), którzy fantastycznie ubarwiają i wzbogacają numery.

Nikogo zapewne nie zdziwiło wybranie Kayah jako pierwszej artystki, która nagrała polskie MTV Unplugged, które również polecam do wygrzebania i wysłuchania.

Do zestawienia dorzucam również późniejsze numery tj. m.in.: "Jak skała", "Za późno", ponieważ też mam do nich sentyment i szkoda by było nie mieć ich w takim zestawieniu.

Kayah to artysta mój ulubiony z całą pewnością i pewnie nie tylko mój, ale także wielu z Was. Miłego wspominania lat 90-tych.