poniedziałek, 19 października 2015

Jesiennie, deszczowo, muzycznie, melancholijnie......



Od kilku dni pada deszcz, mokro i zimno, na taka pogodę najlepszy jest kocyk, ciepła herbata, książka i ona. Agnes Obel to wokalistka i autorka tekstów pochodząca z Danii.

Musicie się przygotować na dużą dawkę spokoju i wolnych, melancholijnych dźwięków. Agnes, dziewczyna z fortepianem, która porusza swoją wrażliwością i dźwiękiem, skromne aranżacje i mała ilość instrumentów, słychać głównie tylko fortepian i smyczki, oraz otulająca ciepłym wokalem.

Dla mnie jest połączeniem Tori Amos, Enyi i muzyki filmowej, tj. chociażby poruszającej muzyki z filmu "Fortepian". Wszystko łączy razem w bardzo urocze, spokojne i melodyjne dźwięki.

Do tej pory wydała dwa albumy Philharmonics i Aventine. Jej utwory znalazły się na kilku ścieżkach dźwiękowych do filmów i seriali.

Cudowne "Fuel to fire", czy "The course" trzeba posłuchać, rozmarzyć się i pozwolić unosić dźwiękom.

Agnes pochodzi z rodziny muzycznej i od dziecka uczyła się grać na pianinie, jest moją drugą zaraz po Tori ulubioną dziewczyną z fortepianem.

Można pisać, pracować, czytać, gdy przygrywa cichutko w tle (co czynię od kilku dni), można słuchać w samochodzie, czytając książkę itp.

Bardzo inna, nowa, "bez prądu", kameralna, utrzymana w skromnej stylistyce, przepiękna muzyka. Zdobywa coraz większe uznanie i rozpoznawalność.

Posłuchajcie tylko......... Polecam bardzo!



poniedziałek, 12 października 2015

Zapiekanka a'la Meksyk.

Od dawna chodziła za mną zapiekanka a przyznaję, że uwielbiam je robić. Jest to praca szybka, prosta i przyjemna, "czyszczę" w ten sposób lodówkę, wszystkie produkty na końcówce przydatności się nie marnują, sprawnie wrzucam do piekarnika, zapiekam pół godziny i jest pysznie.

Zazwyczaj robię zapiekanki z makaronem, szynką, kiełbaską, serem, warzywną (brokuły, kalafior itp) i na bazie sosu śmietanowo-serowego.

Tym razem w lodówce: mięso mielone, ziemniaki i pomidory. Trochę nie pasowało mi to mięso mielone i ziemniak, ale co tam: zużyć trzeba, zmarnować nie wolno, czyli działam.

Inspiracji szukałam w necie i wpadło mi w oko hasło: ZAPIEKANKA MEKSYKAŃSKA.
Do zrobienia takiej zapiekanki potrzebne były powyższe produkty i kilka innych takich jak papryka czy kukurydza. Trochę zmodyfikowałam przepis, moja dziatwa nie lubi papryki, więc ją usunęłam z "mojej" zapiekanki i dodałam więcej pomidorów, bo ja amore pomidore i to bardzo.....

http://zebrarodzinnie.blogspot.com/2015/08/amore-pomidore.html

Dodałam swój komplet przypraw, takich które były w szafce, których lubię używać i oto przepis:

Zapiekanka meksykańska.

Składniki:
- pomidory 8 szt.
- ziemniaki  1 kg
- pół puszki kukurydzy konserwowej
- mięso mielone 400 g
- cebula 1 szt
- czosnek 2 ząbki

przyprawy:
- sół 
- pieprz
- oregano
- papryka słodka mielona
- papryka ostra mielona
- pieprz cayenne


Zaczynamy! Na początek obieramy ziemniaki, myjemy, zalewamy wodą i gotujemy. Muszą być miękkie, ale nie rozgotowane. 

Pomidory parzymy, tak aby móc ściągnąć z nich skórkę, ponieważ będziemy je dusić na patelni.


Mięso mielone wrzucamy na rozgrzaną patelnię i smażymy kilka minut. 


Dodajemy do mięsa pokrojoną cebulkę, czosnek i wymienione powyżej przyprawy, najpierw szczyptę, ale w trakcie gotowania próbujcie i zwiększajcie ilość według uznania. 
Jeśli lubicie jeść potrawy na ostro można dodać więcej pieprzu cayenne, ale uważajcie jest baaaardzo ostry. Przyprawy są kolorowe, więc od razu na patelni robi się żywo jak w Meksyku.


Następnie dodajemy obrane ze skórki i pokrojone pomidory do mięsa, cebuli i przypraw. Dusimy około 10 minut, tak długo aż z pomidorów się zrobi papka i nadmiar wody odparuje.


Na koniec naszego sosu dodajemy paprykę i dusimy ponownie około 10 minut. Próbujcie w tym czasie sos, moje pomidory były dosyć kwaśne, więc musiałam dodać więcej przypraw, żeby nie wykrzywiało nam twarzy podczas jedzenia.


Ok, ziemniaki odcedzone, sos gotowy.
Bierzemy naczynko żaroodporne, delikatnie smarujemy je oliwą. Kroimy ziemniaki na grube plastry, nie muszą być cienkie, ponieważ są już ugotowane i w piekarniku mają nam się tylko zapiec z resztą.
Układamy ziemniaki jako pierwszą warstwę.


Następnie wcześniej przygotowany sos z patelni. Nie lubię zbyt suchych zapiekanek, więc sos zostawiam lekko wodnisty, on i tak się trochę zapiecze i odparuje w piekarniku. 


Potem kolejna warstwa ziemniaków i znowu sos. Na samą górę ostatnia warstwa ziemniaków.  Już prawie gotowe. Z takiej ilości produktów, które Wam podałam, starczyło mi na trzy warstwy ziemniaków i dwie sosu.


Na koniec warstwa sera żółtego, nie wybrałam parmezanu tylko ser zalegający w lodówce. Jeśli Wam zalega parmezan, możecie go dodać a nawet jest wskazane :-)


Ustawiamy piekarnik na 150 stopni i wrzucamy naszą zapiekankę do środka. Pieczemy 15 minut. Po tym czasie wyciągamy zapiekankę z piekarnika.

Gotowe, zapieczone, przygotowane.


Nakładamy na talerze, pamiętając, że danie jest gorące, radzę chwilę odczekać a następnie zajadać. 

Smacznego!


Zapiekanki mają to do siebie, że można dodać do nich wszystko i wszystko smakuje dobrze, jeśli lubicie pieczarki możecie je również dodać, można dodać kilka rodzajów papryki, natkę pietruszki itp. Tylko Wasze gusta kulinarne i wyobraźnia są tutaj limitem.

Smacznie, prosto, znane produkty, choć robota trochę czasochłonna, około godziny pracy. Powodzenia.

środa, 7 października 2015

Późne macierzyństwo - wady i zalety

Wczoraj się dowiedziałam, że moi znajomi, troszkę starsi ode mnie, w wieku 40 lat spodziewają się trzeciego dziecka, tak "świętowali" rocznicę ślubu, że będzie z tego teraz dzidziuś. Mają już dzieci w wieku 15 i 10 lat i co, i czas na kolejne?! Nie ukrywam, że są przerażeni, bo nie planowali już rodzić dzieci, od razu wyobrazili sobie, że gdy maluch będzie miał 10 lat, to oni będą już po 50-tce, że są już za starzy itp, itd...........

Wróciłam do domu i tak sobie myślałam o nich, o późnym macierzyństwie i stwierdziłam, że też już bym nie chciała kolejnego dziecka, moja bardzo aktywna dwójka, pełna energii, wystarcza mi za cały tabun a i tak jeszcze potrzebują bardzo dużo uwagi. Z pieluch już wyrosły, łóżeczek i wózków nie mam i co zabawa od nowa? 


A jeszcze niedawno, gdy byłam "troszeczkę" młodsza, w wieku licealnym, zawsze marzyłam o licznej rodzinie i wielu dzieciach, wiedziałam, że prędzej czy później będę je miała i zawsze chciałam mieć trójkę ślicznych pociech. Dwójkę chciałam urodzić w dość młodym wieku a trzecie później, w wieku około 35-37 lat. Czyli teraz powinnam rodzić trzecie dziecko!!

Duży wpływ na te marzenia miały moje dwie przyjaciółki z liceum, które miały malutkich braciszków a jedna z ich mam się śmiała, że zrobiła sobie dziecko na tzw. "starość", że pewnie z nimi to dziecko zostanie i zamieszka, że to najmłodsze będzie się opiekować rodzicami itp, itd... Dużo czasu spędzałyśmy z tymi maluchami i tak też mi się zachciało.

Dwadzieścia lat temu, to była wielka rzecz mieć dziecko po 40-tce, kobiety rodziły swoje pierwsze dzieci dosyć wcześnie, około 20 roku życia i gdy nagle okazywało się, że jest ciąża a w metryce 40 lat, to było łapanie się za głowę i lamentowanie. Trochę się zmieniło w tej dziedzinie i dzisiaj mam wrażenie, że panuje nawet moda na późne macierzyństwo, wystarczy wspomnieć o takich pięknych mamach jak: Gwen Stefani (trzecie dziecko urodziła w wieku 45 lat), Justynie Steczkowskiej (trzecie dziecko urodziła w wieku 41 lat) czy Monice Bellucci (46 lat), Madonna (42 lata). Dzisiaj również te 40 - 50 letnie kobiety nie chodzą w chustkach na głowie i z siwymi włosami, tylko są pięknymi, zadbanymi, wysportowanymi kobietami. Szokuje dopiero macierzyństwo po 60 - tce.

Znalezione obrazy dla zapytania gwen stefani

Znalezione obrazy dla zapytania monica belluci


Dzisiejsze kobiety (nie wszystkie, nie chcę generalizować), XXI wieku, młodość poświęcają na zabawę, poznawanie świata, karierę, a później, gdy czują, że nadszedł odpowiedni czas, to świadomie decydują się na dziecko. Wiele z moich znajomych wybrało taki model macierzyństwa i rodziny, i swoje pierwsze dzieci rodziły w wielu 37 lat. Wybór należy do nas i tylko do nas - kobiet. Świat się zmienia i my też się zmieniamy.

No nic, idę na kawę do moich młodych / starych oczekujących dziecka rodziców, pełna optymistycznych, ciepłych przemyśleń i myśli dla nich. Będę podnosić na duchu, przecież macierzyństwo nie ma wad! Głowa do góry!! Wiek nie gra roli, dziecku potrzebna jest tylko zadowolona, wesoła i szczęśliwa mama. 40 lat co to jest, druga młodość. 

Czekam na Wasze rady dla 40 - letniej mamusi.

Ciekawa jestem ile Wy miałyście lat rodząc swoje dzieci? Czy jesteście pierworódkami po trzydziestce czy młodziutkimi dwudziestolatkami? 

Ja miałam 26 i 28 lat, czyli nie pierwsza młodość, ale jak mówiła moja babcia: "już czas najwyższy".

piątek, 2 października 2015

Florence + The Machine - Spectrum



Dzisiejszy muzyczny post jest poświęcony brytyjskiej wokalistce Florence Welch i jej Maszynie czyli zespołowi, który przygrywa do jej wokalu.

W przypadku Florence podobnie jak w przypadku Meli Koteluk, gdzieś w uszach dzwoniło, że powstał taki zespół i gra alternatywę, porównywany do Tori Amos, ale nie zgłębiałam tematu.
Chyba w głębi duszy nie dopuszczałam do siebie myśli, że ktoś może tworzyć taką dobrą muzykę jak moje ukochane ikony: Tori Amos, Bjork czy Kate Bush i stwierdzałam: "pewnie i tak nikt ich nie przebije, lepszych już nie będzie".

Pomimo wzrastającej rzeszy fanów i coraz większego uznania krytyków dla nowych wykonawców alternatywnych, m.in. dla Florence, ja pozostałam obojętna na ich dźwięki i nowe doznania muzyczne i dopiero rok 2015 okazał się być odkrywczy dla mnie pod tym względem.

Nauczyłam się jednego, że nie warto mieć klap na oczach i zamykać się na tylko jednego wokalistę czy wokalistę i poruszać się tylko w ich przestrzeni, ale należy poszukiwać, bo można natrafić na takie diamenciki jak Florence, Mela, Natalia, Agnes Obel, Maria, Mama Kin czy Haim, które na nowo poruszą i odkurzą muzyczne kąty w głowie (same kobiety, gdzie podziali się zaskakujący mężczyźni???).

W 2007 roku w Wielkiej Brytanii powstaje grupa Florence and the Machine z rudowłosą Florence Welch na czele. Przedstawiciele rocka alternatywnego, art. popu, indie popu, (czyli gatunków, które bardzo lubię).

W tym roku ukazał się trzeci album studyjny tej grupy pt. "How big, How Blue, How Beautiful". Kilka tygodni temu natrafiam na artykuł o tym zespole i o samej Florence, i w końcu postanowiłam się trochę im przyjrzeć, zaczęłam poszukiwania i natrafiłam na piosenkę "Spectrum" z drugiego wydawnictwa zespołu pt. "Ceremonials" - ok, połykam haczyk. Przesłuchuję "What the Water gave me" - zaczyna się zauroczenie. Następnie "Only if for a night" - zaczynam się zakochiwać, żeby na "Never let me go" po prostu odlecieć.

Przesłuchuję całą "Ceremonials" i urzeka mnie klimat tej płyty. Wysoki, delikatny wokal Florence z lekkim vibrato w głosie. Delikatne ballady oraz żwawe numery.

Sięgam do utworów z pierwszej płyty "Lungs" oraz do pierwszych singli (Ship to wreck, What kind of man) wydanych jako zapowiedź trzeciego albumu "How big, How Blue, How Beautiful". I pochłania mnie świat Florence i Maszyny, zgranej maszyny, która cudnie przygrywa żywiołowej i charyzmatycznej wokalistce, która jest liderką i twarzą całej marki.

Czuję świeże tchnienie i już teraz rozumiem dlaczego fani nazywają Florence swoją boginią, moją również zaczyna być. Idealna rudowłosa Florence na jesienne dni.