piątek, 2 października 2015

Florence + The Machine - Spectrum



Dzisiejszy muzyczny post jest poświęcony brytyjskiej wokalistce Florence Welch i jej Maszynie czyli zespołowi, który przygrywa do jej wokalu.

W przypadku Florence podobnie jak w przypadku Meli Koteluk, gdzieś w uszach dzwoniło, że powstał taki zespół i gra alternatywę, porównywany do Tori Amos, ale nie zgłębiałam tematu.
Chyba w głębi duszy nie dopuszczałam do siebie myśli, że ktoś może tworzyć taką dobrą muzykę jak moje ukochane ikony: Tori Amos, Bjork czy Kate Bush i stwierdzałam: "pewnie i tak nikt ich nie przebije, lepszych już nie będzie".

Pomimo wzrastającej rzeszy fanów i coraz większego uznania krytyków dla nowych wykonawców alternatywnych, m.in. dla Florence, ja pozostałam obojętna na ich dźwięki i nowe doznania muzyczne i dopiero rok 2015 okazał się być odkrywczy dla mnie pod tym względem.

Nauczyłam się jednego, że nie warto mieć klap na oczach i zamykać się na tylko jednego wokalistę czy wokalistę i poruszać się tylko w ich przestrzeni, ale należy poszukiwać, bo można natrafić na takie diamenciki jak Florence, Mela, Natalia, Agnes Obel, Maria, Mama Kin czy Haim, które na nowo poruszą i odkurzą muzyczne kąty w głowie (same kobiety, gdzie podziali się zaskakujący mężczyźni???).

W 2007 roku w Wielkiej Brytanii powstaje grupa Florence and the Machine z rudowłosą Florence Welch na czele. Przedstawiciele rocka alternatywnego, art. popu, indie popu, (czyli gatunków, które bardzo lubię).

W tym roku ukazał się trzeci album studyjny tej grupy pt. "How big, How Blue, How Beautiful". Kilka tygodni temu natrafiam na artykuł o tym zespole i o samej Florence, i w końcu postanowiłam się trochę im przyjrzeć, zaczęłam poszukiwania i natrafiłam na piosenkę "Spectrum" z drugiego wydawnictwa zespołu pt. "Ceremonials" - ok, połykam haczyk. Przesłuchuję "What the Water gave me" - zaczyna się zauroczenie. Następnie "Only if for a night" - zaczynam się zakochiwać, żeby na "Never let me go" po prostu odlecieć.

Przesłuchuję całą "Ceremonials" i urzeka mnie klimat tej płyty. Wysoki, delikatny wokal Florence z lekkim vibrato w głosie. Delikatne ballady oraz żwawe numery.

Sięgam do utworów z pierwszej płyty "Lungs" oraz do pierwszych singli (Ship to wreck, What kind of man) wydanych jako zapowiedź trzeciego albumu "How big, How Blue, How Beautiful". I pochłania mnie świat Florence i Maszyny, zgranej maszyny, która cudnie przygrywa żywiołowej i charyzmatycznej wokalistce, która jest liderką i twarzą całej marki.

Czuję świeże tchnienie i już teraz rozumiem dlaczego fani nazywają Florence swoją boginią, moją również zaczyna być. Idealna rudowłosa Florence na jesienne dni.

4 komentarze:

  1. wow kiedyś z muzyką byłam na czasie znałam nowosci itd... dziś aż wstyd...

    OdpowiedzUsuń
  2. ja właśnie nadrabiam, dzieci odrobinkę podrosły, to mam "troszeczkę" więcej czasu, ale jeszcze kilka lat temu to w ogóle niczego nie słuchałam, bo nie miałam kiedy, pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. uwielbiam... bilety w Berlinie mi wykupili, ale marzy mi sie w czerwcu Opener w Gdyni, zobaczymy co z tego wyjdzie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Florence ma być na Openerze??? Muszę pomyśleć co zrobić z dziećmi i jadę 🚘.......

    OdpowiedzUsuń