Pokazywanie postów oznaczonych etykietą muzyka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą muzyka. Pokaż wszystkie posty

środa, 18 maja 2016

Maj muzycznie - Jeff Buckley



29 maja mija kolejna, 19-ta rocznica jego śmierci. 

Jedyny w swoim rodzaju JEFF BUCKLEY.
Amerykański kompozytor, gitarzysta, twórca tekstów. Sławny syn równie słynnego ojca, również piosenkarza Tima Buckley'a.

W 1994 roku wydaje bardzo uznany album pt. Grace, przez krytyków komplementowany, a o którym słuchacze mówili, że dotyka duszy. I ten głos - niezapomniany, wysoki, niepokojący, naładowany wieloma emocjami. Na albumie Jeff śpiewa całym sobą i za pomocą szeptów, krzyków, jęków, przenosi nas w swój świat. Mnie bardzo, bardzo uderzył i poruszył moimi emocjami, po prostu wgniótł mnie w fotel. Gdy usłyszałam piosenkę Grace stanęłam jak słup soli i jedyne co wyrzekłam to: oooołł, maj gaaaad! I odtworzyłam ją znowu i znowu. :-) a później cały album.

Tak samo jak jego ojciec posiadał niesamowity głos i był charyzmatycznym artystą i tak samo jak jego ojciec stał się artystą docenionym i rozpoznawalnym. Mógł jeszcze dużo zdziałać i namieszać w świecie muzycznym, ale niestety nie dane mu było tego zrobić a nam o tym usłyszeć i tego zobaczyć. Zmarł w 1997 roku w wodach rzeki Missisipi, przyczyna utonięcie. Miał jedynie 31 lat i tylko jeden album studyjny na koncie, właśnie wspomniane wyżej Grace, który jest płytą oszałamiającą w wyrazie, tekstach i muzyce, wokalu itp.....
Podobno, gdy wchodził do rzeki, aby się wykąpać i ochłodzić śpiewał "Whole lotta love" grupy Led Zeppelin. Dlaczego utonął nie dowiemy się już nigdy.

Jego ojciec również zginął - przedawkował narkotyki, niektórzy upatrują w tych dwóch tragicznych zakończeniach jakiejś klątwy rodzinnej. Dwie tragiczne i dramatyczne historie ojca i syna, dwóch utalentowanych artystów.

Posłuchajcie na playliście: Grace (z bardzo oryginalnym zakończeniem), So real (mój ulubiony i ten gitarowy riff, a gdy szepcze I love you, to aż robi się gorąco), czy cover Hallelujah Leonarda Coena.
A jak on wygląda???? Nie dość, że utalentowany artysta to jeszcze przystojny, szczupły, burza loków, czarne przenikliwe oczy, słuchajcie i oglądajcie.

Dzięki takim artystom kocha się muzykę jeszcze bardziej.

wtorek, 12 stycznia 2016

THE MAN WHO BUY THE WORLD



Nie, to nie Nirvana, to David Bowie!

Brzmi podobnie??? Z pewnością, ponieważ Nirvana na swoim koncercie z serii Unplugged wykonała cover tej piosenki (The man who sold the world), który okazał się wielkim hitem. W rzeczywistości to piosenka Davida Bowie'go. Inspirował wiele innych kultowych osób z pogranicza zupełnie innego gatunku muzycznego, takich jak chociażby Kurt Cobain. 

Dziwoląg, cudak, rudzielec, człowiek z kosmosu, to tylko niektóre określenia tego Artysty, tak Artysty przez duże A, bo wokalista czy muzyk to zbyt ograniczone określenia dla tego niepowtarzalnego i jedynego w swoim rodzaju kreatora, wizjonera muzycznego.

Wczoraj przeczytałam newsa o śmierci Davida Bowie i pierwsze co pomyślałam, to dlaczego w tak mało widocznym miejscu jest ten news, czy nie powinien być smutną, ale jednak wiadomością dnia. Zasługiwał na to! Do jasnej ciasnej! 
Druga myśl to, że nikt nawet tego newsa nie zauważy, zostanie zapomniany i tylko nieliczni o nim wspomną.

poniedziałek, 19 października 2015

Jesiennie, deszczowo, muzycznie, melancholijnie......



Od kilku dni pada deszcz, mokro i zimno, na taka pogodę najlepszy jest kocyk, ciepła herbata, książka i ona. Agnes Obel to wokalistka i autorka tekstów pochodząca z Danii.

Musicie się przygotować na dużą dawkę spokoju i wolnych, melancholijnych dźwięków. Agnes, dziewczyna z fortepianem, która porusza swoją wrażliwością i dźwiękiem, skromne aranżacje i mała ilość instrumentów, słychać głównie tylko fortepian i smyczki, oraz otulająca ciepłym wokalem.

Dla mnie jest połączeniem Tori Amos, Enyi i muzyki filmowej, tj. chociażby poruszającej muzyki z filmu "Fortepian". Wszystko łączy razem w bardzo urocze, spokojne i melodyjne dźwięki.

Do tej pory wydała dwa albumy Philharmonics i Aventine. Jej utwory znalazły się na kilku ścieżkach dźwiękowych do filmów i seriali.

Cudowne "Fuel to fire", czy "The course" trzeba posłuchać, rozmarzyć się i pozwolić unosić dźwiękom.

Agnes pochodzi z rodziny muzycznej i od dziecka uczyła się grać na pianinie, jest moją drugą zaraz po Tori ulubioną dziewczyną z fortepianem.

Można pisać, pracować, czytać, gdy przygrywa cichutko w tle (co czynię od kilku dni), można słuchać w samochodzie, czytając książkę itp.

Bardzo inna, nowa, "bez prądu", kameralna, utrzymana w skromnej stylistyce, przepiękna muzyka. Zdobywa coraz większe uznanie i rozpoznawalność.

Posłuchajcie tylko......... Polecam bardzo!



piątek, 2 października 2015

Florence + The Machine - Spectrum



Dzisiejszy muzyczny post jest poświęcony brytyjskiej wokalistce Florence Welch i jej Maszynie czyli zespołowi, który przygrywa do jej wokalu.

W przypadku Florence podobnie jak w przypadku Meli Koteluk, gdzieś w uszach dzwoniło, że powstał taki zespół i gra alternatywę, porównywany do Tori Amos, ale nie zgłębiałam tematu.
Chyba w głębi duszy nie dopuszczałam do siebie myśli, że ktoś może tworzyć taką dobrą muzykę jak moje ukochane ikony: Tori Amos, Bjork czy Kate Bush i stwierdzałam: "pewnie i tak nikt ich nie przebije, lepszych już nie będzie".

Pomimo wzrastającej rzeszy fanów i coraz większego uznania krytyków dla nowych wykonawców alternatywnych, m.in. dla Florence, ja pozostałam obojętna na ich dźwięki i nowe doznania muzyczne i dopiero rok 2015 okazał się być odkrywczy dla mnie pod tym względem.

Nauczyłam się jednego, że nie warto mieć klap na oczach i zamykać się na tylko jednego wokalistę czy wokalistę i poruszać się tylko w ich przestrzeni, ale należy poszukiwać, bo można natrafić na takie diamenciki jak Florence, Mela, Natalia, Agnes Obel, Maria, Mama Kin czy Haim, które na nowo poruszą i odkurzą muzyczne kąty w głowie (same kobiety, gdzie podziali się zaskakujący mężczyźni???).

W 2007 roku w Wielkiej Brytanii powstaje grupa Florence and the Machine z rudowłosą Florence Welch na czele. Przedstawiciele rocka alternatywnego, art. popu, indie popu, (czyli gatunków, które bardzo lubię).

W tym roku ukazał się trzeci album studyjny tej grupy pt. "How big, How Blue, How Beautiful". Kilka tygodni temu natrafiam na artykuł o tym zespole i o samej Florence, i w końcu postanowiłam się trochę im przyjrzeć, zaczęłam poszukiwania i natrafiłam na piosenkę "Spectrum" z drugiego wydawnictwa zespołu pt. "Ceremonials" - ok, połykam haczyk. Przesłuchuję "What the Water gave me" - zaczyna się zauroczenie. Następnie "Only if for a night" - zaczynam się zakochiwać, żeby na "Never let me go" po prostu odlecieć.

Przesłuchuję całą "Ceremonials" i urzeka mnie klimat tej płyty. Wysoki, delikatny wokal Florence z lekkim vibrato w głosie. Delikatne ballady oraz żwawe numery.

Sięgam do utworów z pierwszej płyty "Lungs" oraz do pierwszych singli (Ship to wreck, What kind of man) wydanych jako zapowiedź trzeciego albumu "How big, How Blue, How Beautiful". I pochłania mnie świat Florence i Maszyny, zgranej maszyny, która cudnie przygrywa żywiołowej i charyzmatycznej wokalistce, która jest liderką i twarzą całej marki.

Czuję świeże tchnienie i już teraz rozumiem dlaczego fani nazywają Florence swoją boginią, moją również zaczyna być. Idealna rudowłosa Florence na jesienne dni.

poniedziałek, 28 września 2015

Fascynująca, zaskakująca - Maria Sadowska



Kolejne, moje zaskoczenie i odkrycie to Maria Sadowska, która dla mnie zawsze będzie Marysią a to dlatego, że poznałam ją dawno temu, kiedy była młodą gwiazdą piosenki dziecięcej obok Natalii Kukulskiej, Krzysztofa Antkowiaka, Magdy Frąckowiak.

Tęczowy Music Box i zespół Tęcza, kto pamięta ręka w górę....

Tak, tak Marysia była gwiazdą tego programu. Słuchałam jako dziecko jej płyty pt. "Leśne bajanie" i takich numerów jak: "Jesienna dyskoteka", "Słoneczne lato", "Ananasy z jednej klasy" itp., a także oglądałam wspomniany wyżej program.

Nawet pamiętam początek jednej z piosenek:

"Mam 15 lat, znak zodiaku rak i jak mówią plotki znak szczególny wrotki.
Dom, w którym mieszkam jest rozśpiewany, śpiewają w nim okna, drzwi i ściany"......

To co mnie zaskoczyło w płycie młodej Marysi to to, iż w porównaniu do pozostałych gwiazd dziecięcych Marysia sama komponowała swoje utwory i pisała do nich własne teksty.
Dlatego nie rozumiem dlaczego nie włącza "dziecięcych" płyt do swojej dyskografii tak jak np. robi to Natalia Kukulska. Ostatnio chciałam zakupić płytę "Leśne bajanie" dla moich dzieciaków i nigdzie w sieci jej nie znalazłam, ani nawet żadnych udostępnień na youtubie :-(

Wiedziałam, że Marysia w swojej dojrzałej działalności poszła w jazzową stronę tak jak jej rodzice (Liliana Urbańska i Krzysztof Sadowski) a jazz nie należy do moich ulubionych dźwięków.
Przyznaję, że dlatego nie śledziłam specjalnie jej dalszych losów. Wiedziałam jednak, że jest bardzo utalentowana.

Aż do.........

Na facebooku przeczytałam, że robi sobie przerwę od występów telewizyjnych, bo jedzie w trasę promować swoją najnowszą płytę pt. "Jazz na ulicach". Zaczerpnęłam informacji i wyczytałam, że nagrała płytę jazzową, ale jazz "przedstawia" na niej w popularny sposób i ma ona być dla każdego słuchacza, nawet opornego na jazz, stąd nazwa jazz na ulicach czyli każdemu się coś spodoba. I rzeczywiście na płycie słychać nie tylko jazz a wstawki i wpływy z innych gatunków muzycznych: jest i muzyka elektroniczna (Raise your hands, super utwór), czy trochę bluesa (Klikam). Utwór pt. "Jazz na ulicach" jest utrzymany w klimacie jazzowym z gościnnym występem i solówkami Urszuli Dudziak, ale przystępny, nawet bardzo.

Rozpoczęłam dalsze poszukiwania, płyta "Tribute to Komeda" i nagle ku mojemu zdziwieniu podobają mi się jej interpretacje i aranżacje typowo jazzowego Komedy (na flecie poprzecznym w jego zespole, w latach 60-tych grała jej mama Liliana Urbańska). Cudowne "Kiedy nie ma miłości", "Runaway", "Niezmiennie" czy "Time 4 Love". Przerobiła te utwory na swój sposób, pokolorowała i tchnęła w nie nowe życie trochę bardziej taneczne ale przede wszystkim przyjemne.

Tu też widać, że Maria to nie tylko jazz, słychać w jej utworach inspiracje muzyką klubową, elektroniczną ("O mnie o Tobie"), reggae ("Rewolucja"), słyszę też smooth jazz spod znaku Sade ("Anyway") i to wszystko Marysia próbuje przemycić do surowego jazzu. Z całą pewnością jest przedstawicielką tego gatunku (jazz), ale chce go zaprzyjaźnić z szerszym gronem słuchaczy i odbiorców. Ja słucham playlisty i chcę tylko więcej i więcej. Zaczynają mi się podobać jazzowe akordy w tle każdego utworu zagrane na pianinie, czy kontrabasie. Bogate aranżacje, chórki, przeszkadzajki, super zgrana sekcja rytmiczna tylko potwierdza kunszt, talent oraz wyczucie Sadowskiej.

Maria Sadowska to również reżyser, jej pierwszy pełnometrażowy film pt. "Dzień kobiet" został dobrze przyjęty i wielokrotnie nagradzany, do niego również skomponowała muzykę, ja także go obejrzałam i polecam, recenzja dla zachęty:



Utwory z playlisty pt. "Cisza" czy "Pole walki" wpadają w dźwięki przez mnie nazywane alternatywa, czyli coś co lubię najbardziej i co potwierdza szerokie horyzonty muzyczne i inspiracje Marii Sadowskiej. Nie podąża utartą ścieżką a szuka nowych rozwiązań.

Myślę, że jestem na początku drogi pt.: odkrywam Marię Sadowską, mam dużo do nadrobienia, nie tknęłam jeszcze jej wcześniejszego dorobku (to przecież aż 7 płyt) a ja jestem po poznaniu dwóch i pół. Marysia stworzyła również album z własną muzyką do wierszy Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej więc Ci, którzy lubią poezję też znajdą w jej twórczości coś dla siebie.

Maria Sadowska zaskakująca, odkrywcza a na pewno zjawisko bardzo fascynujące.

wtorek, 15 września 2015

Kolejna porcja muzyki - Haim i A-wa



Na zespół Haim trafiłam w bardzo pokrętny sposób. Pewnej pięknej niedzieli oglądałam w telewizji powtórkę koncertu z Festiwalu Kultury Żydowskiej w Krakowie i na scenie grały trzy dziewczyny. Muzyka żydowska, ale przerobiona na styl lekko klubowy, elektroniczny i trochę dance, ale nadal osadzona w folkowym brzmieniu. Spodobały mi się bardzo te dźwięki, zaczęłam szperać i szukać w necie czegokolwiek o tajemniczym zespole z festiwalu. Natrafiłam na informacje, że jest to zespół A-Wa tworzony przez trzy siostry Tair, Liron i Tagel Haim.

http://www.a-wamusic.com/ - oficjalna strona zespołu.

Krótka notka o dziewczynach: "A-WA to zespół stworzony przez trzy siostry o absolutnie magicznych i elektryzujących głosach: Tair, Liron i Tagel Haim. Są jednym z najgorętszych i najoryginalniejszych zjawisk na izraelskiej scenie muzycznej. Siostry i ich zespół łączą tradycyjne jemenickie brzmienie i klimat pustyni z elektroniką i transowymi, współczesnymi dźwiękami. Repertuar A-WA to piosenki w arabsko-jemenickim dialekcie, po raz pierwszy nagrane w latach 60. przez Shlomo Moga’a. Producentem debiutanckiego albumu A-WA, który ukaże się w tym roku, jest Tomer Yosef z Balkan Beat Box." (źródło http://jewishfestival.pl/a-wa--izrael-,876,event-program,pl.html).

Jeśli będą występować na kolejnym festiwalu, to specjalnie dla nich się wybiorę :-)

I oczywiście próbka ich twórczości, którą znalazłam na youtubie, tylko jest jej znacznie, znacznie mniej, większość w wersji koncertowej i przez to jakość jest słabsza. Mimo wszystko posłuchajcie, warto.



Zaczęłam przeszukiwać internet jeszcze bardziej, żeby dowiedzieć się więcej o tajemniczym zespole A-Wa i żeby jeszcze raz posłuchać ich muzyki, szukałam wszelkich informacji na temat sióstr Haim, lecz zaczęły mi wyskakiwać informacje o innych trzech siostrach Haim, tym razem Estee, Alana i Danielle ze słonecznej Kaliformi z USA.

Dziewczyny z Ameryki o tym samym nazwisku są przedstawicielkami soft popu i rock popu. Wykonują przyjemną dla ucha muzykę popularną, z bardzo melodyjnymi refrenami (np. Don't Save Me), wpadającymi w ucho. Utalentowane (nominowane do nagrody Grammy) nie tylko śpiewają, w dosyć charakterystyczny sposób (krótkie, odrywane, powtarzane dźwięki), ale grają na instrumentach.

Porównywane do zespołu Fleetwood Mac, z którym na uszach dorastałam. POP lat 80-tych i 90-tych to moje muzyczne korzenie, z niego czerpałam za młodu najwięcej i do popu lubię wracać, więc pewnie dlatego tak się muzyką młodych sióstr Haim zauroczyłam i w ogóle prezentowanym przez ich zespół brzmieniem.

Płyta wydana przez Haim pt. "Days are gone" zawiera takie cudne perełki, które uwielbiam jak: wspomniane wyżej Don’t Save Me, Forever, Falling czy If I could change your mind, posłuchajcie polecam.

Zarówno siostry Haim z Izraela jak i siostry Haim ze Stanów często są zapraszane do udziału w koncertach, wypadają na nich bardzo dobrze i ciekawie się ich słucha i ogląda.

Dobry, na wysokim poziomie pop. Nie trzeba tęsknić, za latami 80-tymi czy 90-tymi, Haim jest na posterunku i dba o kontynuację fajnego, popowego grania.

Dzisiaj taki łączony post, ale nie potrafiłam wybrać, więc połączyłam zarówno muzykę jak i siostry Haim.
Ciekawi mnie, która muzyka i które rodzinne zestawienie jest bliższe Waszym sercom.

Idealne na ucho do pracy i na jesienny wieczór.

piątek, 4 września 2015

Kamień i Zebra - Kayah



W 2015 roku mija 20 lat od wydania debiutanckiej płyty Kayah pt. "Kamień". Moja ulubiona polska wokalistka, pamiętam jak z walkmanem na uszach słuchałam tej kasety i byłam pod wrażeniem chórków i wokalu.

Dzisiaj deszczowy dzień, trochę melancholijny, więc potrzebna jest dawka ciepłego, otulającego, pięknego wokalu, który ma super feeling i dawkuje nam wysmakowany soul. Nikt inny nie potrafi tego zrobić tak, jak nasza rodowa supermenka.

Jest bardzo uniwersalna i potrafi zaśpiewać wszystko i numery wolne, szybkie, folkowe, klubowe - to wiadoma sprawa. Naród pokochał ją najbardziej za album nagrany wraz z Bregovicem. Na koncertach potrafi porwać tłumy.
Na mnie największe wrażenie zrobiły jednak jej dwa pierwsze albumy Kamień i Zebra (ciekawe dlaczego), chłonęłam je jak gąbka. Dlatego dzisiaj głównie prezentuję Kayah z tamtego okresu.

Piękny klimat jazzowo-soulowy, na "Zebrze" bardziej funky, czarny, silny, mocny głos, który potrafi uderzyć jak piorun. Wrażliwość w każdej piosence, która prawdziwie wylewa się z niej do naszych uszu. Każdy numer ma swoje napięcie, które rośnie od początku piosenki, żeby wybuchnąć z całą siłą na koniec utworu, wtedy jest power i mnóstwo chórków, nakładające się głosy i instrumenty grają z mocniejszym naciskiem. Piosenki mają klasyczny układ, są upiększone instrumentalnymi solówkami. Wokal nie jest przesadnie wzbogacony ozdobnikami, tylko smacznie je wypełnia. Gra i saksofon i Hammond i różne przeszkadzajki, dzięki czemu każda piosenka jest po prostu piękna.

Zaprosiła do współpracy przy "Zebrze" Kasię Stankiewicz i Mietka Szcześniaka (kolejne, piękne polskie głosy), którzy fantastycznie ubarwiają i wzbogacają numery.

Nikogo zapewne nie zdziwiło wybranie Kayah jako pierwszej artystki, która nagrała polskie MTV Unplugged, które również polecam do wygrzebania i wysłuchania.

Do zestawienia dorzucam również późniejsze numery tj. m.in.: "Jak skała", "Za późno", ponieważ też mam do nich sentyment i szkoda by było nie mieć ich w takim zestawieniu.

Kayah to artysta mój ulubiony z całą pewnością i pewnie nie tylko mój, ale także wielu z Was. Miłego wspominania lat 90-tych.




czwartek, 27 sierpnia 2015

Mela Koteluk



Druga odsłona Zaskakujących i odkrywczych to polska wokalistka i artystka Mela Koteluk.

Dla wielu z Was z pewnością nie będzie to post odkrywczy, bo Mela jest znana polskiemu słuchaczowi od kilku lat, zaskakujące jednak może być to, dlaczego dopiero teraz, czyt. tak późno, ja ją odrywam, a rzeczywiście zaczęłam jej słuchać bardzo niedawno, może miesiąc temu. Wstyd!

Mela na polskim rynku zabłysnęła już 3 lata temu, gdy w 2012 roku wydała płytę "Spadochron", która została okrzyknięta najlepszą płytą roku a o wokalistce zrobiło się wtedy głośno, w 2013 r. otrzymała dwa Fryderyki za najlepszy debiut i artystę roku. Sprzedaż ruszyła, płyta pokryła się platyną i Mela stała się rozpoznawalna.

Nazwisko dotarło i do moich uszu, ale nie muzyka, może jeszcze było za wcześnie. Wtedy w moim życiu dużo się działo: przeprowadzka, budowa domu i umknęła mi w codzienności.

Na Malwinę nadszedł czas w 2015 r. Lepiej późno niż wcale :-)

I co się dzieje, słucham piosenek: "Niekochana", Spadochron", "Wolna", "Stale płynne", "Fastrygi" czy "Dlaczego drzewa nic nie mówią" i doznaję jakiegoś rodzaju szoku muzycznego, wstrząsu, oczyszczenia, dźwięki szarpią moją duszę do żywego i czuję się tak samo jak przy pierwszym poznaniu z Tori Amos, Bjork czy Kate Bush, w odległych latach 90-tych. Totalnie moje dźwięki, które ogarniają moją głowę i myśli. Wokal Meli jest łagodny, ciepły, rozpoznawalny, wg mnie nie tak wyszukany, bardziej zwyczajny, ale słychać w nim emocje. Dzięki temu Mela dociera do mas. Jednak dźwięki, muzyka to jest prawdziwa bajka, można się w nią zapaść, jak w emocjonalną głębię. Nosowska też nie jest wirtuozem wokalnym a kochają ją wszyscy, za podobną wrażliwość, którą ma także Mela Koteluk.

Zaliczana do gatunku dream pop i coś w tym jest, skłania do refleksji, zatrzymuje na chwilę i pozwala oderwać się od rzeczywistości. Mela pozbawiona drapieżności, trochę eteryczna, melancholijna, alternatywna, z tekstami, z którymi można się utożsamiać (komentarze na you tube) miała na siebie pomysł i świetnie wstrzeliła się w potrzeby młodych, dla których lata 90-te i wokalistki z podobnego nurtu, ale sprzed 20 lat są trochę jak z innej bajki. Nowe pokolenie potrzebowało swojego własnego symbolu i objawiła się Mela Koteluk.

Druga płyta "Migracje", wg mnie linia wokalu ciekawsza, Mela więcej eksperymentuje z głosem, więcej zmiennego tempa, słychać wpływy i inspiracje muzykami z gatunków alternatywnych, tj.  Florence Welch czy Siouxsie. Pop miesza się z takimi gatunkami jak post punk czy indie pop.

Oryginalna, świeża, kreatywna, artystka, która nagrała dwie bardzo dobre płyty. Krytycy wróżą jej karierę na miarę kariery Nosowskiej i Bartosiewicz w latach 90-tych. Według mnie Mela to po prostu Mela ktoś nowy, za to własny, inny i odrębny.

Miłego dnia z moim nowym odkryciem.

czwartek, 13 sierpnia 2015

Zaskakujące i odkrywcze - Mama Kin



Na blog Zebra Rodzinnie dołączą posty z mojego muzycznego bloga www.expressyourselfmom.blogspot.com. Zamknęłam tamtego bloga, ponieważ nie chcę się rozdrabniać na dwie części, tylko wszystko mieć w jednym miejscu i tutaj przekazywać moje inspiracje, które może staną się także Waszymi.  
Wszystko co jest związane z moją pasją, którą jest muzyka, bez której nie mogę żyć i która jest dużą częścią mnie, wrzucam w zakładkę - etykietę: MUZYKA na Zebra Rodzinnie. 
Na pierwszy plan idzie zestawienie, które cieszyło się wielką popularnością na Express Yourself. Dużo pozytywnych dźwięków. Zapraszam do słuchania.

"Rozpoczęłam zestawienie, które zatytułowałam "Zaskakujące i odkrywcze", tak więc następne siedem odsłon to będą artyści, których odkryłam niedawno lub znałam, ale zaskoczyli mnie czymś odkrywczym i nowym w ostatnich latach.

Na początek zabieram Was w bajeczną podróż z dźwiękiem do dalekiej, ale jakże inspirującej Australii.
Zestawienie rozpoczyna Danielle Caruana, która występuje pod pseudonimem scenicznym i artystycznym Mama Kin.

Pochodzi z licznej i bardzo muzykalnej rodziny, wszyscy z jej rodzeństwa grają na instrumentach muzycznych, sama Danielle również uczyła się przez kilkanaście lat gry na pianinie. Najmłodsza z rodzeństwa słuchała i inspirowała się tym czego słuchało jej starsze rodzeństwo, m.in: blues i gospel (Aretha Franklin, Nina Simone, the Pretenders and Joan Armatrading), oraz country: Jerry Lee Lewis, Johnny Cash, Dolly Parton, Ray Charles, a także Elvis Presley. Włącza i zalicza do swoich inspiracji również takich artystów jak: Stevie Wonder, Dr John, The Cure, The Police, Prince czy Michael Jackson.

Obdarzona głębokim, grubym bluesowym głosem, który jest jednocześnie ciepły i hipnotyzujący, sama tworzy teksty i muzykę swoich utworów.

Odkryłam ją jako wokalistkę kilka tygodni temu, wiedziałam, że jest żoną innego mojego ulubionego muzyka John'a Butler'a, (napisał i zadedykował specjalnie dla niej utwór "Daniella"), ale gdy odkrywałam John'a nie słuchałam jak śpiewa i co tworzy jego żona. Więcej o Johnie znajdziecie tutaj z mojego wcześniejszego wpisu:


Poznali się przez brata Danielli, który był członkiem zespołu John'a i od 1999 roku tworzą udane małżeństwo. Daniella poświęciła się wychowaniu ich dwójki dzieci, gdy podrosły sama zajęła się profesjonalnie i na cały etat muzyką. 

Do dnia dzisiejszego wydała dwa albumy: "Beat and Holler" 2010 i "The Magician's Daughter" 2013.

Muzyka Mamy Kin łączy wiele gatunków od bluesa, folku na popie kończąc. Dobrze ta muzyka się sprawdza na koncertach, dlatego Danielle jest na nie często zapraszana, ale fajnie brzmi też w zaciszu domowym, góruje pianino, gitara, ale słychać też urocze przeszkadzajki, które osobiście uwielbiam. Przede wszystkim jest szczera, radosna i urocza, wrzuciłam w playlistę również sesje ze studia, gdzie widać jej "prawdziwe oblicze".

Sama mówi, że jej pseudonim Mama Kin dobrze ją odzwierciedla, bo jest matką, "Mama" o czym zawsze chętnie wspomina i potwierdza, że rodzina jest dla niej najważniejsza, drugi człon "Kin" oznaczający ród, krewnych, też pasuje, bo w skład jej zespołu wchodzą bracia.

Danielle podobnie jak jej mąż jest zagorzałą aktywistką, pacyfistką i obrońcą środowiska. Fascynuje się ekologią i medytacją. Często angażuje się w rożne kampanie i bierze udział w koncertach charytatywnych organizowanych dla potrzebujących z mężem lub solo.

Jak dobrze, że mamy internet, you tube i portale społecznościowe, bo gdyby nie to, to z Mamą Kin mogłybyśmy się nigdy nie spotkać. Nieprędko będę w Australii :-)

Bardzo odkrywcza, pełna ekscytacji, kolorowa (jak Danielle na scenie) podróż, która nie pozwala odejść, tylko hipnotyzuje i wciąga coraz głębiej. Porwana całkowicie przez Mamę Kin, pozwalam się dalej porywać i chcę ją odkrywać coraz bardziej.

Moje odkrycie nr 1 Mama Kin, polecam, więcej na http://www.mamakin.com/

Mamy rządzą".