Pokazywanie postów oznaczonych etykietą odchudzanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą odchudzanie. Pokaż wszystkie posty

piątek, 8 stycznia 2016

Dieta kopenhaska? A co tam, wchodzę!



Od wczoraj 7 stycznia wystartowałam ponownie z dietą kopenhaską. To jest moje trzecie podejście do tej diety. Tak wiem, wiem, niezdrowa, wyniszczająca, ale ja ją lubię, na mnie działa w ten sposób, że oczyszcza mój organizm i szybko widzę efekt, a ze mnie taki typ, że jeśli efektów nie ma, to i motywacji, determinacji, zaparcia i diety nie ma. 

Pierwszy raz zrobiłam ją w 2009 roku. Udało mi się przejść całą, pełne 13 dni, rezultat 4 kg na minusie. Była to moja pierwsza dieta jaką kiedykolwiek zrobiłam. Przyznam szczerze, że myślałam, że efekt będzie większy, nie rozumiałam tego, że dieta to dopiero początek, należy nadal dietę trzymać tylko przejść na mniej restrykcyjną, zacząć ćwiczyć i nadal jeść zdrowo. Ja za to wróciłam do zajadania pizzy, czipsów, picia słodkich wód i po tygodniu już miałam z powrotem wagę wyjściową.

Drugie podejście to wrzesień 2015. Już z innym nastawieniem, że nie tylko dwa tygodnie i koniec a całkowita zmiana podejścia do jedzenia, stylu życia.

wtorek, 5 stycznia 2016

Postanowienia Noworoczne



Sylwester i Nowy Rok cała moja rodzinka spędzała w "domowym szpitalu", w łóżkach zmożona choróbskami, bolące gardło, cieknący nos itp. Moje myśli były nie były zaprzątnięte żadną kreacją, fryzurą i makijażem czy zabawą Sylwestrową, tylko dawkami nurofenu i antybiotyku, więc pomiędzy odliczaniem miarek z lekarstwami skupiłam się na Postanowieniach Noworocznych, moich oczywiście.

Stworzyłam całą listę, tego czym chcę się zająć, co poprawić, co chcę i będę robić w 2016 roku, są to m.in.:

czwartek, 5 listopada 2015

Babeczki jestem z Wami, ja też walczę z kilogramami.

Nigdy nie byłam gruba, zawsze byłam szczupła, ale nie chuda, miałam tzw. "kształty": wcięcie w talii, biust też niczego sobie. Ot, po prostu normalna dziewczyna z problematycznym brzuchem, z tendencją do "wywalania", zwłaszcza po kapuście. Gdy byłam młodsza łatwo przychodziło mi gubienie kilogramów, gdy sobie pofolgowałam, np. w święta, czy w weekend u mamy, to wystarczyło dwa dni mniej jeść, trochę ruchu i wszystko wracało do normy.

W pierwszej ciąży przytyłam 14 kg (nieźle, nieźle, wcale nie tak dużo) a po ciąży szybko je zgubiłam nawet z nawiązką, bo schudłam 16 kg. W drugiej ciąży przytyłam te 16 kg, trochę za dużo. Po ciąży zgubiłam już tylko 10 kg. I doszłam do wniosku, że taka waga już ze mną zostanie, czyli 68 kg przy wzroście 166 cm.

Co prawda życzliwi mi ludzie podpowiadali i mówili tak prawdziwie od serca, żebym trochę się odchudziła, bo pamiętali mnie z tych około 6 kg mniej, ale stwierdzałam, że dobrze się czuję i tak już zostanie. 

Czy jednak na pewno dobrze się z tym czułam??? Chyba nie bardzo, podjęta przeze mnie dieta kopenhaska i dieta Dukana świadczyły o czymś innym. Oczywiście po dwóch tygodniach głodówki schudłam parę kilo, dokładnie 4 kg i wróciłam po kolejnych dwóch tygodniach do wagi 68. Z dietą Dukana było tak samo - efekt jo-jo. Zauważyłam też w swoim ciele, że po 30- stce nie jest już tak prosto schudnąć, już nie wystarczą: dwa dni mniej jeść, trochę ruchu i będzie ok. Nie będzie!!

Zaznaczę też, że jestem opornym typem jeśli chodzi o diety, konsekwencję i wytrwałość, bo lubię dobrze zjeść i diety kończą się tym, że trzy dni je skrupulatnie przestrzegam i się oszczędzam a na czwarty dzień dopada mnie prawdziwie wilczy głód, i bez opamiętania, i skrupułów wyżeram całą lodówkę plus wszystkie słodycze, jakie są w domu.

I tak sobie tkwiłam w przeświadczeniu, że jest ok, że te 68 kg to moja waga i tak już zostanie, jadłam sobie po staremu (nie tak mało), bagatelizowałam informacje, które do mnie dochodziły np.:
- ale Ty przytyłaś,
- czy jesteś w ciąży?,
- przytyłaś trochę, ale więcej już nie tyj,
- może zaczniesz uprawiać sport?
- ale się spasłaś (to jest niezły tekst, nie????),
- robisz się gruba.

Myślałam sobie: zazdrośnicy, też chcieliby tak wyglądać po trzydziestce i urodzeniu dwójki dzieci.
Ja gruba???!!!!!, przecież ważę od 7 lat cały czas 68 kg, HELOŁ ludzie!!!!, mieszczę się w swoją kurtkę sprzed 8 lat (tylko trochę się nie dopina). 

Nagle zaczęłam się gorzej czuć a zwłaszcza moje nogi, puchły i bolały, nie pomagało już spanie z poduszkami pod nimi, brzuch już miałam większy niż biust, który nigdy nie był mały, nie dopinałam się już w żadne spodnie. Zmierzyłam się i nagle stałam się KWADRATEM, tyle samo w biuście (107 cm, w talii 107 cm i biodrach 107cm), talia zniknęła, brzuch urósł i to nie po kapuście. Postanowiłam się zważyć. I nagle nadciągnęły czarne chmury, waga wskazywała 75 kg, przy wzroście 166 cm. Obliczyłam szybko BMI - wynik oznaczał NADWAGĘ. 

Wpadłam w panikę. Co tu robić, ja jednak przytyłam, ostatnim razem miałam taki wynik gdy zaczynałam trzeci trymestr ciąży. Postanowiłam wziąć się za siebie. Pierwszy pomysł: Chodakowska, drugi: Chodakowska, trzeci: Chodakowska. 

Zaczęłam ćwiczyć, najpierw "skalpel", "ekstra figura", później "turbo spalanie", trwało to 5 miesięcy i schudłam 5 kg, wynik 70 kg, za mało pomyślałam, za mało, dlaczego nie chudnę szybciej. Muszę widzieć efekt szybko, żeby się nie zniechęcić, efekty dają mi kopa, brak efektów = rezygnacja. A tu jadę programy 4/5 razy w tygodniu i tylko 5 kg / 1 kg na miesiąc. Walnęłam ćwiczenia w kąt i znowu wróciłam do nic nie ćwiczenia i "jedzenia" przez duże J. Minęło kilka miesięcy i efekt znowu 75 kg. 

I ponownie myśl, że trzeba się za siebie wziąć, który to już raz? Trochę zmieniłam podejście, myślałam nad sobą, swoim sposobem odżywiania i życia przez kolejne 2 miesiące i określiłam kilka zasad, które miały mi pomóc w zgubieniu "kilku" kilogramów (cel 61 kg): 

1. mniej jeść, mniejsze porcje (to trudne, zwłaszcza, gdy pracuję z domu, lodówka ciągle kusi i gotuję obiady dla pozostałych członków mojej rodziny),
2. zmniejszyłam ilość posiłków do trzech - śniadanie, obiad i kolacja,
3. ostatni posiłek jem przed 18-tą a nie jak wcześniej o 21-szej,
4. jem więcej warzyw, owoców, ograniczyłam bardzo mocno pieczywo (które kocham),
5. wszędzie chodzę pieszo lub jeżdżę rowerem (na zakupy, po dzieci do szkoły itp.),
6. piję wodę, kawę, dużo herbat (czerwoną, zieloną, smakową, owocową) bardzo rzadko alkohol, jeśli już, to tylko białe wino,
7. doszłam do wniosku, że to walka długotrwała a nie dwa tygodnie i kwita, uświadomiłam sobie, że mam tendencje do tycia i już zawsze będę musiała się ograniczać i wybierać co mogę zjeść a czego nie mogę a na efekt muszę poczekać trochę dłużej,
8. muszę zacząć ćwiczyć, to też ważna sprawa przy gubieniu kilogramów, choć teraz ciężko mi się ponownie przemóc (zwłaszcza, że nie przepadam za ćwiczeniami),
9. jeden dzień w tygodniu na różne frykasy, ale w ograniczonej ilości (inaczej życie byłoby bez sensu),
10. nie podjadać po dzieciach, od razu wyrzucać do kosza, lub dać psu (to też dla mnie trudne, och jak ja nie lubię marnować jedzenia).

Żeby nie było tak super i cudnie, i że niby taka teraz jestem twarda, konsekwentna i ach, och, to przyznaję się, że w niedzielę zjadłam cztery kawałki ciasta drożdżowego ze śliwkami, i po tym cieście się złamałam, moja konsekwencja padła a świadomość zaczęła podpowiadać:
 "możesz jeść inne rzeczy, wszystkie jakie Ci smakują, dalej, ten bigos jest przepyszny, ziemniaki też, co tak mało, dołóż sobie na talerz, taaaakie dobre, śmiało, szynka bez majonezu, to nie szynka, spróbuj murzynka, przecież tak lubisz, świeża bułeczka trala lala...."  
To jest jak nałóg, od niedzieli do środy walczyłam z ciągiem jedzeniowym, po prostu wpadłam w taki napad głodu, że wymiękłam. Dzisiaj rano znowu wracam do walki.

Trzyma mnie na duchu mój dwumiesięczny wysiłek i zrzucone już 7 kg, których nie chcę zaprzepaścić.  Wróciłam do tych nieszczęsnych 68 i teraz waga spada wolniej. Przede mną jeszcze drugie 7 kg. 

Wiem, że dla niektórych z Was liczba 14 kg to kropla w morzu, ale chciałam się z Wami podzielić tym, że to też nie jest łatwe, to liczne wyrzeczenia i wiele rezygnacji z ulubionych rzeczy oraz reorganizacja całego stylu życia. Jestem na początku drogi, wiele jeszcze muszę się nauczyć. Mam nadzieję, że pomożecie.

Efekt przed:
(to była ważna dla mnie uroczystość, wciągałam brzuch, twarz wielka, biust, nogi i łapy też, palce jak parówki)




Częściowa przemiana - połowa drogi:
(widoczny zarys policzków, twarz jakby mniejsza, ręka i noga też, oczy większe)




Efekt końcowy:
???????????????

Trzymajcie kciuki za mnie, ja trzymam za Was, wszystkich walczących z jakimikolwiek nałogami.
Jestem z Wami. Rady mile wskazane :-)


piątek, 21 sierpnia 2015

Amore Pomidore.

W kolejnej, wakacyjnej odsłonie potraw prostych i smacznych, prezentuję kilka wariacji na temat pomidorów, które osobiście uwielbiam.

W mojej miejscowości, która słynie z plantacji pysznych pomidorów, sierpień to miesiąc zbiorów pomidorów polowych, za którymi przepadam i czekam na nie cały, okrągły rok. Dlatego teraz jest czas na moje szaleństwo z pomidorami, ich przyrządzaniem i urozmaicaniem.

Pomidor ze śmietaną, czy w moim przypadku z jogurtem naturalnym to podstawa. Jadam codziennie na śniadanie i kolację. 

Przygotowanie:

sparzyć dwa pomidorki średniej wielkości, obrać ze skórki, pokroić w taki sposób, aby cały sok z pomidora również znalazł się w miseczce, przyprawić solą i zalać zimną śmietana lub jogurtem naturalnym, wymieszać i zajadać. Zagryzamy świeżym pieczywem bułeczką lub bagietką.

Jeśli jednak pragniecie więcej wyzwań z pomidorem w roli głównej, to przedstawiam Wam dwie propozycje, które również w sierpniu namiętnie serwuję.

Amore Pomidore - odsłona 1




Składniki dla 2 osób:

3 pomidory
3 jajka
1 ząbek czosnku
30 g tuńczyka w oleju
2 szt oliwek

Pomidory oblewamy wrzątkiem, ściągamy skórkę i kroimy nad rozgrzaną patelnią. Dusimy kilka minut do momentu, aż pomidory zmiękną i zmienią się w papkę, dorzucamy cienko pokrojony czosnek. 



Dusimy kilka minut i dodajemy tuńczyka oraz wbijamy jajka jak na jajecznicę. Podsmażamy kilka minut aż całość na patelni zgęstnieje i zetną się jajka.



Wykładamy na talerz i posypujemy pokrojoną oliwką. Jeśli nie lubicie oliwek można posypać pokrojonym szczypiorkiem lub natką pietruszki. 

Można oczywiście pominąć tuńczyka, wtedy to danie będzie łagodniejsze w smaku i bardziej zbliżone do klasycznej jajecznicy na pomidorach, którą wiele z Was zna. Jem to danie bez pieczywa, ponieważ dla mnie jest wystarczająco syte i pożywne, jednak gdy są w domku prawdziwe głodomorki, które nie wyobrażają sobie śniadania, II śniadania czy kolacji bez pieczywa, można zagryzać do tego chlebek, lub w wersji obiadowej ugotować do tego makaron.

Amore Pomidore - odsłona 2



Składniki dla 2 osób:

3 pomidory
1 kiełbasa
1 ząbek czosnku lub mała cebulka
200 g makaronu rurki lub świderki

Szklimy cebulkę lub czosnek na patelni, kiełbasę kroimy w kostkę i podsmażamy wszystko razem. Czosnek krótko, ponieważ zbyt długo podsmażany staje się gorzki. Sparzone, obrane ze skórki pomidorki kroimy nad patelnią i dusimy kilka minut na patelni razem z kiełbasą, tak aby nadmiar wody odparował. Jeśli pomidory były mocno soczyste można dodać odrobinę mąki, aby zagęścić sos. Doprawiamy solą, pieprzem. 

Ugotowany makaron wykładamy na talerz, polewamy sosem i posypujemy serem.

Jeśli lubicie pieczarki, można do tego dania śmiało je dodać, lub jeśli nie przepadacie za mięsem to zamiast kiełbasy mogą być tylko pieczarki. Oczywiście, gdy w lodówce zalega Wam natka pietruszki lub szczypiorek również można posypać całość odrobiną dobrego zielonego, co oczywiście polecam.

I to wszystko. Szybko, prosto i smacznie.

wtorek, 28 lipca 2015

Sałatkowe szaleństwo.

Dzisiaj kolejna porcja przepisów. Trzy pomysły na trzy sałatki warzywne, które osobiście uwielbiam i mogłabym jeść codziennie.

Mogą być przekąszane na kolację lub na śniadanko, lecz gdy dołożymy do nich kawałek rybki lub kurczaka stworzą dobre, pożywne i lekkie danie na lunch lub obiad.

Sałatka grecka na polskich warunkach.




składniki: 
(podana ilość dla 4 osób)

pomidory - 4 sztuki
ogórek szklarniowy - 1 szt.
sałata lodowa - 6 liści
połowa cebuli
ser feta - 170 g
oliwki - ilość jaką lubicie

Należy pokroić wszystkie warzywa w większą kostkę, sałatę porwać na kawałki, dorzucić oliwki i na końcu ser feta.

Następnie zabieram się do przygotowania sosu do sałatki.

2 łyżki wody,
1 łyżka oliwy z oliwek,
pół cytryny

Wyciskam połówkę cytryny do kubka (jeśli wpadną pestki do środka, należy je wyciągnąć), dolewam wodę, oliwę i doprawiam solą, szczyptą bazylii i ziół prowansalskich. Całość wymieszać i wlać do sałatki.

Wymieszać delikatnie całość sałatkę z sosem i danie gotowe.

Druga propozycja  to:

Tuńczyk po wiejsku.




składniki: 
(podana ilość dla 4 osób)

pomidory - 4 sztuki
ogórek szklarniowy - 1 szt.
sałata lodowa - 6 liści
połowa cebuli lub pora
rzodkiewka - 3 szt.
tuńczyk w oleju - 100 g
natka od pietruszki - posypać do smaku.

Kroję warzywa w większą kostkę, sałatę rwę, dodaję tuńczyka i natkę, Wybieram do tej sałatki tuńczyka w oleju, więc nie przygotowuję już sosu do sałatki na bazie oliwy a doprawiam jedynie solą, pieprzem i skrapiam odrobiną cytryny. Następnie mieszam całość i danie jest już gotowe do podania na talerz.

Trzecia propozycja to:

Po prostu Mozzarella.





składniki dla 1 osoby:

pomidor - 1 szt.
ogórek gruntowy - 3 szt.
oliwki
ser mozzarella - 100 g
cebula i szczypiorek do posypania, do smaku.

Ogórka gruntowego obieram ze skórki, i kroję na plasterki, pomidor również kroimy w plastry i ser, Układam na przemian ser i mozzarellę, ogórki po bokach. posypuję całość oliwkami, cebulką i szczypiorkiem. Doprawiam solą, bazylią i polewam łyżeczką oliwy z oliwek. Wsjo.

Jeśli lubicie sałatkę przegryźć czymś zbożowym to można przygotować do tych warzyw bagietkę z masełkiem czosnkowym i podgrzać w piekarniku około 5 minut w 150 stopniach.

Szybko, prosto i smacznie.

Smacznego.



wtorek, 21 lipca 2015

Naleśnik kapelusznik.

Lato, wakacje, nikt nie ma czasu ani ochoty (a z pewnością nie ja), żeby tkwić przy gotujących się garnkach w upalne dni, gdy temperatura sięga powyżej 32 stopni. Oprócz tego czas wakacyjny i urlopowy lepiej wykorzystać na inne atrakcje niż gotowanie.

Osobiście lubię gotować i przyrządzać fajne potrawy dla mojej rodzinki, ale gdy mam cały dzień na głowie dwa, żwawe i pełne pomysłów szkraby, upał i urlop to przyrządzam potrawy tzw. szybkie i smaczne.

Dzisiaj pierwsza propozycja pt.: jak ugotować i nie zwariować. Większość z nich z pewnością znacie, ale może podajecie w inny sposób. Od razu uprzedzam nie wszystkie są lekkie i fit.

Nie będą to przepisy bardzo wyszukane, więc jeśli oczekujecie przepisów na homara, kawior i jaja przepiórcze czy z niespotykanymi przyprawami - to niestety nie tu. To będą przepisy polskiej, matki kucharki amatorki, z przeciętną pensją i składnikami, które znajdziecie w spożywczym za rogiem.

To zaczynamy.

NALEŚNIK KAPELUSZNIK.

Naleśnik w wydaniu trochę innym niż tylko z dżemem, nutellą, serkiem homogenizowanym czy z cukrem.

Składniki:

ciasto na naleśniki:
- mleko,
- mąka
- 1 jajko
- szczypta soli
- łyżka oleju

Jak przygotować ciasto na naleśniki nie opisuję, bo nie znam mamy, która nie wiedziałaby jak to zrobić. Przygotujcie taką konsystencję i dodajcie takie proporcje składników jak zawsze to robicie, wg Waszego uznania, żeby ciasto było lejące.



pozostałe składniki:
- pomidor
- jogurt naturalny
- ogórek
- jajka

Podczas, gdy naleśnik się smaży przygotowujemy warzywa. Pomidora kroimy w dużą kostkę. Ogórka obieramy ze skórki i trzemy na tarce, przyprawiamy solą i dodajemy jogurt naturalny, To będzie nasz sos tzatziki w wersji podstawowej, Można dodać do tego jeszcze posiekany koperek i więcej przypraw, ale moje dzieci nie lubią zielenizny, więc u nas wersja basic. Ogórek niech nie pływa w jogurcie, tylko niech to będzie konsystencja sosu.

Usmażony naleśnik składamy w trójkąt na talerzu (jeśli jest zbyt tłusty od oleju, przyłóżcie ręcznik papierowy, on wchłonie nadmiar tłuszczu i na talerzu będzie zdrowszy, odchudzony), obok kładziemy sos tzatziki i pomidora i bierzemy się za przygotowanie kapelusza. Kapelusz to nic innego jak jajko sadzone. Usmażone jajko kładziemy na naleśniku. Gotowe.

Taaa Daaam!!!!!


Podczas krojenia naleśnika żółtko smakowicie się rozpływa, sos tzatziki sprawia, że naleśnik nie jest suchy oraz daje ogórkową świeżość a pomidorki dodają smaku. Można serwować na śniadanie, lunch czy kolację. Lekkie, smaczne i najważniejsze 20 min. w kuchni.

A najbardziej raduje serce matki taki oto widok:


Podobno nie ładnie wystawiać puste, brudne talerze na widok publiczny, ale co tam.......

Szybko, prosto, smacznie, inaczej i tym razem nie tak bardzo kalorycznie polecam.

Zdjęcia snapchat: zebrarodzinnie

piątek, 27 marca 2015

I co znowu dieta?

Ciepłe kurtki, płaszcze, buty odłożone do szafy a lżejsze rzeczy wyciągam z kartonów. Przymierzanie, sprawdzanie czy nie są za małe i czy pasują na kolejny rok.

Bilans:

- tata ok, wiosenne rzeczy pasują, koszulki polo są w sam raz = zakupy NIC, no może skarpety,
- syn: bluzki ok, spodnie ok = zakupy: potrzebna kurtka, buty i skarpetki,
- córka: spódniczki ok, bluzeczki ok pasują, = zakupy: kurtka, buty, spodnie, skarpetki (nie wiem jak oni to robią, ale skarpetki palą im się na nogach).
- mama: płacz, rozpacz, płacz, rozpacz i tak jeszcze z 200 razy, nie pasuje NIC, bluzki za małe, spodnie za małe, sweterki za małe, kurtki za małe = zakupy: cała garderoba.

I wcale ten werdykt mnie nie cieszy, bo świadczy tylko o tym, że urosłam o rozmiar albo dwa od ubiegłego roku.

Wizyta w łazience, krótkie przemówienie i rozmowa z wagą i ................... PADŁ REKORD, przerażenie w oczach (może za krótko rozmawiałyśmy?), niedowierzanie. Ostatni raz tyle ważyłam w trzecim trymestrze. Ha, waga jest zepsuta.

Pilne, konieczne i obowiązkowe ważenie całej rodziny, mąż, syn, córka, kot, pies, mąż z kotem na rękach - u nich nie ma takiego skoku od ostatniego ważenia.
Szybko 1kg cukru, kładę na wadze, pokazuje 1 kg, waga działa i waży ok.

Kartka, długopis, kalkulator i obliczam BMI. Jeśli będzie pomiędzy 19 a 24 to ok, liczę raz, drugi, trzeci (lubię mieć pewność), za każdym razem to samo 26,5.



NADWAGA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

I co, znowu dieta???

Dieta to coś co mnie przeraża, bo nie jestem konsekwentna, za słaba wola, jeszcze nigdy, żadnej nie udało mi się przejść od początku do końca i zawsze po niej następuje efekt jojo. Sama też nie jestem bez grzechu, bo gdy się tak głodzę to potem sobie nadrabiam i folguję a to pizza, a to pierogi, żeby sobie wynagrodzić i tragedia wagowa murowana. Zwłaszcza, że mam tendencję do zaokrąglania się, metabolizm po 30-tce też słabszy :-(

Próbowałam przejść na jedzenie 5 razy dziennie w równych odstępach, mniej a częściej.
I co?? Też nie działa, bo owszem jem 5 razy w ciągu dnia, ale za każdym razem dużo, do pełna i do syta.

Próbowałam też ćwiczenia, jechałam skalpel, killera, extra figurę, turbo spalanie nawet Mel B przez 5 miesięcy i co??? niby efekty były widoczne, ale nie rewelacyjne, no i waga ta sama (pocieszali tłuszcz zamienił się w mięśnie), więc zrezygnowałam, zwłaszcza, że tego nie cierpię, nie cierpię ćwiczyć.

Suplementy na mnie też nie działają.

I zapadłam w zimowy letarg, luźne polary, szeroka gruba kurtka, kaptur na głowę i sobie pozwalałam całe, długie, zimne miesiące. Nawet nie przyszło mi do głowy, że może wyglądam trochę szerzej, gdy znajoma mojej mamy zapytała, czy nie jestem znowu w ciąży?

Muszę wziąć się w garść i popracować nad sobą, bo będzie coraz cieplej, mniej ciuszków na sobie i oponka będzie widoczna, oj będzie.

Tylko ostatni raz przed południem, do kawy.


Ostatni raz po południu, został tylko jeden kawałek.


Koniec!!!!!!

Wyciągam rower, pompuję koła i do roboty. Żegnam się z ciastkami, czipsami i pizzami. Cel - do końca maja gubię 7 kg.

Ale dzisiaj piątek, ok - od jutra.