Trzeciego marca w Warszawie odbyły się warsztaty #BlogRoku. Nie ukrywam, że bardzo się ucieszyłam, kiedy okazało się, że udało mi się zdobyć bilet na te warsztaty, w końcu jestem początkującą blogerką i nauki nigdy za wiele. Od razu postanowiłam, że jadę, chociaż odległość niemała, jakieś 420 km, ale chęć wiedzy i zobaczenia na własne oczy środowiska blogerów ogromna.
Początkowo moją głowę ogarnął szalony pomysł: jadę sama, wyrwę się do stolicy, będę spacerować po mieście, zajadać suszi, spotkam kogoś znanego z TV itp....
Po kilku chwilach przyszło otrzeźwienie, przecież moje małe skarby nigdy nie były jeszcze w stolicy, a syn już uczył się o Warszawie w szkole, więc trzeba i chcę im to miasto pokazać. Nie wiadomo kiedy nadarzy się ponownie taka okazja. W Warszawie ostatni raz byłam już 10 lat temu, więc szykowało się nie lada wydarzenie.
Wtorek 3 marca od początku był zajęty w całości - ja warsztaty, dzieci i mąż Centrum Nauki Kopernik - wykupione załatwione. Na poniedziałek zaplanowałam dzień zwiedzania miasta.
Mąż załatwił urlop, ja i dzieci spakowani, delfin jest, kredki są, wyczekujemy przygody - jedziemy.
Wyjazd z godzinnym opóźnieniem, ale co tam jedziemy na wyprawę, zresztą zawsze mamy poślizg przy wyjeździe - nic szczególnego, zdążymy ze wszystkim.
Całą drogę leje deszcz, zamiast 140 na autostradzie jedziemy 80. Postój siusiu, postój jeść i na miejsce zajeżdżamy nie o 11 a o 14.30.
Trochę posmutniałam, bo możemy nie zdążyć wszystkiego zobaczyć, postanowiliśmy jak najwięcej jeździć samochodem, bo leje i żeby przyspieszyć, bo "mało casu kruca bomba".
Cel nr 1 Stadion Narodowy - dziecko piłkarz, mąż kibic pozycja obowiązkowa - zaliczone.
Cel nr 2 Rynek Starego Miasta, Mury Obronne, plac zamkowy, kolumna Zygmunta, rzut okiem na Mariensztat - zaliczone. Na rynku dzieciakom najbardziej podobała się góra lodu (chyba składali lodowisko??).
Cel nr 3 Krakowskie Przedmieście, Pałac Prezydencki - zaliczone.
Cel nr 4 Nowy Świat - jedzenie mniam, mniam, chwila dla hobby i ..................................
......................................... i to wszystko.
Ciemno, późno, zimno godzina 21sza, dzieci zmęczone, bolą nóżki.
Wiedziałam, że plan był ambitny zaplanowałam dodatkowo Łazienki, Belweder, Pałac Kultury, Sejm, tęcza, palma na rondzie.
Daliśmy radę tyle ile mogliśmy i tyle, to był bardzo udany dzień, intensywny, ale pełen wrażeń i nowości. Miło spędziliśmy czas razem a to najważniejsze. Hotel i nyny.
We wtorek się rozłączyliśmy, ja do Muzeum Historii Żydów Polskich na warsztaty (bardzo pouczające, wiele się dowiedziałam o blogach, ciekawe i inspirujące wykłady oraz panele dyskusyjne ze znakomitościami tj. Jarek Kuźniar, Dorota Zawadzka, Jacek Kotarbiński, Konrad Kruczkowski, i nawet poczułam się trochę jak "celebrytka") a dzieci Kopernik.
Gdy rodzinka podjechała po mnie, po zakończeniu naszych wtorkowych przygód, dziatwa podsumowała, że w Koperniku było fajnie, zrobili samolot, samolot nawet latał, ale bardzo nie smakowało im jedzenie, które serwowali w Centrum Nauki i dowiedziałam się, że moje kotlety mielone są najlepsze na świecie (ciekawe co na to dziadek?).
Komplement bezcenny.
Czy można było lepiej podsumować i zakończyć dwudniowy, rodzinny wypad do Warszawy?
Odważna wyprawa :)
OdpowiedzUsuńNaslonecznej.blogspot.com
dokładnie, jak to z dziećmi bywa :-) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale ja mam jedno zasadnicze pytanie: KIEDY oni tak wyrośli?!
OdpowiedzUsuń;)
Kisses!
Iza
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńIza, też się nad tym codziennie zastanawiam, kisses for you too
OdpowiedzUsuńA gdzie zdjęcia z najważniejszego obiektu w Polsce? Gdzie Stadion Narodowy gdzie pokonaliśmy Niemców?
OdpowiedzUsuńI tak Cie kocham!! :-)
OdpowiedzUsuń:-)
OdpowiedzUsuń