piątek, 27 marca 2015

I co znowu dieta?

Ciepłe kurtki, płaszcze, buty odłożone do szafy a lżejsze rzeczy wyciągam z kartonów. Przymierzanie, sprawdzanie czy nie są za małe i czy pasują na kolejny rok.

Bilans:

- tata ok, wiosenne rzeczy pasują, koszulki polo są w sam raz = zakupy NIC, no może skarpety,
- syn: bluzki ok, spodnie ok = zakupy: potrzebna kurtka, buty i skarpetki,
- córka: spódniczki ok, bluzeczki ok pasują, = zakupy: kurtka, buty, spodnie, skarpetki (nie wiem jak oni to robią, ale skarpetki palą im się na nogach).
- mama: płacz, rozpacz, płacz, rozpacz i tak jeszcze z 200 razy, nie pasuje NIC, bluzki za małe, spodnie za małe, sweterki za małe, kurtki za małe = zakupy: cała garderoba.

I wcale ten werdykt mnie nie cieszy, bo świadczy tylko o tym, że urosłam o rozmiar albo dwa od ubiegłego roku.

Wizyta w łazience, krótkie przemówienie i rozmowa z wagą i ................... PADŁ REKORD, przerażenie w oczach (może za krótko rozmawiałyśmy?), niedowierzanie. Ostatni raz tyle ważyłam w trzecim trymestrze. Ha, waga jest zepsuta.

Pilne, konieczne i obowiązkowe ważenie całej rodziny, mąż, syn, córka, kot, pies, mąż z kotem na rękach - u nich nie ma takiego skoku od ostatniego ważenia.
Szybko 1kg cukru, kładę na wadze, pokazuje 1 kg, waga działa i waży ok.

Kartka, długopis, kalkulator i obliczam BMI. Jeśli będzie pomiędzy 19 a 24 to ok, liczę raz, drugi, trzeci (lubię mieć pewność), za każdym razem to samo 26,5.



NADWAGA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

I co, znowu dieta???

Dieta to coś co mnie przeraża, bo nie jestem konsekwentna, za słaba wola, jeszcze nigdy, żadnej nie udało mi się przejść od początku do końca i zawsze po niej następuje efekt jojo. Sama też nie jestem bez grzechu, bo gdy się tak głodzę to potem sobie nadrabiam i folguję a to pizza, a to pierogi, żeby sobie wynagrodzić i tragedia wagowa murowana. Zwłaszcza, że mam tendencję do zaokrąglania się, metabolizm po 30-tce też słabszy :-(

Próbowałam przejść na jedzenie 5 razy dziennie w równych odstępach, mniej a częściej.
I co?? Też nie działa, bo owszem jem 5 razy w ciągu dnia, ale za każdym razem dużo, do pełna i do syta.

Próbowałam też ćwiczenia, jechałam skalpel, killera, extra figurę, turbo spalanie nawet Mel B przez 5 miesięcy i co??? niby efekty były widoczne, ale nie rewelacyjne, no i waga ta sama (pocieszali tłuszcz zamienił się w mięśnie), więc zrezygnowałam, zwłaszcza, że tego nie cierpię, nie cierpię ćwiczyć.

Suplementy na mnie też nie działają.

I zapadłam w zimowy letarg, luźne polary, szeroka gruba kurtka, kaptur na głowę i sobie pozwalałam całe, długie, zimne miesiące. Nawet nie przyszło mi do głowy, że może wyglądam trochę szerzej, gdy znajoma mojej mamy zapytała, czy nie jestem znowu w ciąży?

Muszę wziąć się w garść i popracować nad sobą, bo będzie coraz cieplej, mniej ciuszków na sobie i oponka będzie widoczna, oj będzie.

Tylko ostatni raz przed południem, do kawy.


Ostatni raz po południu, został tylko jeden kawałek.


Koniec!!!!!!

Wyciągam rower, pompuję koła i do roboty. Żegnam się z ciastkami, czipsami i pizzami. Cel - do końca maja gubię 7 kg.

Ale dzisiaj piątek, ok - od jutra.

2 komentarze:

  1. Przede mną tez dieta :( po zimie mam 2kg na plusie. Chce zrzucić 5kg. Zaczęłam ćwiczyć dwa tygodnie się udało ale później mąż miał wypadek w pracy i teraz siedzi w domu a ja przy nim ćwiczyć nie potrafię
    Naslonecznej.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. trzymam za Ciebie kciuki, ja zaczynam od jutra :-) zdrówka dla męża

    OdpowiedzUsuń